Dzisiaj przychodzę z moimi ulubieńcami, kosmetykami które totalnie zachwyciły mnie w tym miesiącu i maksymalnie podbiły moje serce. :)
W maju zaczęły się duże upały, a co za tym idzie, trzeba było zamienić kosmetyki na trochę lżejsze. Szukałam leciutkiego balsamu, który szybko się wchłonie, nie pozostawi tłustej warstwy i będzie miał przyjemny świeży zapach, wybór padł na Eveline Spa, oliwkowe mleczko do ciała, po pierwszym użyciu byłam nim zachwycona, sprawdził moje oczekiwania w 100 %. Widziałam jeszcze ogórkowe mleczko z tej serii i chyba się na nie skuszę, gdy ten oliwkowy mi się skończy.
Odkąd pamiętam używałam odżywek w sprayu z Gliss kura, jak byłam mała miałam bardzo długie włosy, które bardzo trudno się rozczesywały, mama kupiła mi wtedy ten spray jak dobrze pamiętam był to ten z jedwabiem, od tamtej pory namiętnie używam tych mgiełek, szczotka po ich użyciu sama sunie się po włosach, teraz wybór padł na nowość Gliss kur Milion Gloss, spodobało mi się w niej dodatkowo to, że włosy są po niej niesamowicie błyszczące. Kosmetyków Dove raczej nie używam, w zasadzie nie wiem dlaczego, bo niektóre są naprawdę świetne, szampon Dove mam po raz pierwszy ale na pewno nie ostatni, do tego planuję zakup odżywki albo maski, bo szampon okazał się strzałem w dziesiątkę ! Nie podrażnił mi skóry głowy, nie dostałam po nim łupieżu (jak to się często u mnie zdarza) , ma gęstą konsystencję i włosy po nim są mięciutkie. W kwietniu w ulubieńcach pokazywałam mój ulubiony balsam brązujący z Lirene, ale niestety efekt po nim jest bardzo krótkotrwały, a nie chciałam go używać kilka razy w tygodniu, przeczytałam gdzieś, że samoopalacz w musie Avon Sun zbiera bardzo dobre opinie, pomyślałam że nic mi nie szkodzi aby go wypróbować. Zachwycił mnie od razu podczas nakładania. Świetnie i równomiernie się rozprowadza, ma cudowny zapach taki jakby kwiatowy, czyli kompletnie nie taki jakiego się spodziewałam, byłam pewna, że będzie po prostu śmierdział. Opalenizna zachwycająca , na początku wpadająca w pomarańczowe tony, ale po pierwszym peelingu wyglądałam tak jakbym leżała przez kilka dni na słońcu, nikt mi nie wierzył, że taki efekt otrzymałam dzięki samoopalaczowi. Ostatnim ulubieńcem jest lakier z Rimmela z kolekcji Rity Ory, kolor 323 "Don't be shy", polubiłam go ze względu na to że wystarczy tylko jedna warstwa, aby uzyskać piękny kolor, szybko wysycha i trzyma się do 6 dni ( 6 dnia odprysł mi z jednego paznokcia ) Od 5 czerwca w Naturze te lakiery mają być po 6.99 na pewno skuszę się na pomarańczowy i może niebieski.
Hey;)
OdpowiedzUsuńJa używam również samoopalacza w musie, dlA mnie boomba;*
Blog przyjemny bede napewno częściej tu gościła;*
Obserwuję i liczę na mały rewanżyk ;*
razemoceniajmy.blogspot.com
Z tej serii lakierów Rimmel jeszcze nie miałam, ale pewnie prędzej czy później coś trafi w moje dłonie ;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie się zastanawiałam nad jakimś lakierem z tej kolekcji:)
OdpowiedzUsuńCzemu ja nie wiedziałam, że Ty masz bloga? ;D Przypadkiem na Ciebie trafiłam ;)) Wróć do pisania, jesteś świetna ;)
OdpowiedzUsuńDużo bardziej polecam odżywki z Dove ;) a za kosmetykami Gliss kur niestety nie przepadam bo nie robią nic na moich włosach ;/
OdpowiedzUsuń